Geoblog.pl    sqlap    Podróże    W 66 dni dookoła Ameryki Południowej    Ushuaia - Punta Arenas - Puerto Natales - Torres del Paine - El Calafate
Zwiń mapę
2005
30
cze

Ushuaia - Punta Arenas - Puerto Natales - Torres del Paine - El Calafate

 
Chile
Chile, Puerto Natales
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 21562 km
 
O 9 rano wsiedlismy juz w normalny autobus i ruszylismy w kierunku granicy z Chile. I znow okazalo sie, ze droga dominujaca w tym rejonie jest bloto, ale za to Patagonia jest niesamowita. Wydawac sie moze, ze to to samo pustkowie, ale jak sie czlowiek przyjrzy to widzi znaczna roznice. Wpisalismy sie jeszcze w ksiege pamiatkowa w San Sebastian, czyli na granicy i kolo 17 bylismy w Punta Arenas. Normalnie znaczy w lato, mozna dojechac bezposrednio do Puerto Natales, ale w zimie tylko do Punta Arenas. Na szczescie do Natales mielismy busa o 18.30 w promocyjnej cenie 2800 nic nie wartych chilijskich pesos, czyli ok. 5 US$ i podroz trwala 4 godziny.

Mocno zmeczeni postanowilismy brac hostel jaki badz i wzielismy taki na tylach punktu, w ktorym zatrzymuja sie autobusy. 5 US$ za dobe plus wycieczka z przewodnikiem do Torres del Paine, czyli kultowego miejsca i najwazniejszego miejsca w poludniowym Chile. W czasie lata standardem jest trek na wlasna reke, trwajacy 3, 4 dni zwany szlakiem "W". Wjazd do parku kosztuje 5000 nic nie wartych chilijskich pesos, a spac mozna w domkach, w ktorych rozbija sie namiot! za 6 US$.

"Wstajac wczesnym rankiem, raczylismy sie sniadankiem", tzn. bulka z dzemem i maslem orzechowym z dodatkiem kawki, co jednak nie dziwi patrzac na potezne obiady jakie tu sie polyka po polnocy. Wyszlismy przed hostel i naszym oczom okazal sie maly bus z... Krankowskim na pokladzie (dla niewtajemniczonych to nasz dobry kolega z Wroclawia). Roznica byla tylko taka, ze Kranki nie mowil po Polsku i udawal, ze nas nie zna. Istny sobowtor. Ten sam wzrost i wyglad. Nawet ten sam szelmowski usmiech i dowcip. Jaja jak berety. No wiec od razu poczulismy sie lepiej i ruszylismy na podboj Torres del Paine czyli niebieskich wiez. Kranku zwany tu Danielem bynajmniej nie Dudkiem podrzucil nam pare faktow:

- nazwa Patagonia pochodzi od tego, iz Magellan kiedy przybyl tu pierwszy raz zobaczyl na sniegu slady ludzi zamieszujacych te trereny. Byly one znacznych rozmiarow gdyz tutejsi obwijali stopy skorami zwierzat - stad Pata czyli stopa i gonia czyli kraj, co daje kraine stop badz jak mowia tutejsi wielkich stop;

- Tierra del Fuego czyli Ziemia Ognista to tez tworczosc Magellana. Kiedy tu przybyl ujrzal znaczna ilosc swiatla bijacego z ognisk rozpalanych w osadach, stad tez wziela sie ta nazwa;

- Torres del Paine z racji przepieknych jezior wkomponowanych w gory jak wieze, powstaly blekitne tudziez niebieskie wieze;

- w parku Torres del Paine zyja 3 bardzo grozne zwierzeta; puma o dziwo na miejscu 3, pajak Czarna Wdowa na miejscu 1 i o dziwo na miejscu 2 - skunks, ktorego swad mielismy okazje poczuc kiedy wracalismy z gor, poniewaz szedl srodkiem drogi i nasz kierowca postanowil przejechac nad nim - pol godziny smrodu, ale udalo sie wytrwac. Kranki, ktory urodzil sie i wychowal w parku zdradzil nam sekret, iz jedynym srodkiem dzialajacym na smrod skunksa sa... pomidory. Wystarczy dokladnie sie nimi posmarowac. Niestety odziez po spotkaniu ze skunksem jest do wyrzucenia.

- jest wiele teorii, skad wziela sie nazwa Chile, ale i tak wiekszosc konczy sie na przyprawie; nawet ta ze kiedys dawno temu jeden z kolonialistow ozenil sie z miejscowa kobieta w okolicach obecnego Santiago i miasto nazwal po potrawie, ktora jedli miejscowi; rzeczywiscie Santiago de Chile pierwotnie nazywalo sie Chile;

- a z ciekawszych zwierzat zyja tu jeszcze kondory, drugie najwieksze ptaki na swiecie, tuz po albatrosach z okolic antarktydy (rozpietosc skrzydel do 5 m.) oraz naturalnie male lisy, podobnie jak w Argentynie, a maly lis po hiszpansku lub w jezyku castellano czyli hiszpanskim w wykonaniu ameryki lacinskiej to zorro!!! Okazalo sie rowniez, ze to co my nazywamy lama to tylko nazwa jednego z gatunkow miejscowych "wielbladow", a sa ich 4. W parku zyja glownie guanacos i jest ich prawie 6 tysiecy sztuk. Na szczescie z pomoca zawsze przychodzi puma, ktora zjada do 70% mlodych, stad pomaga troche regulowac liczbe guanacos;

Okazalo sie rowniez ze nasz przewodnik w lato oraganizuje wyprawy na antarktyde na biegun poludniowy za jedyne 2 tysiace US$. To dosc tanio, zwazywszy na to, ze agencje oferuja takie wyprawy za 4 tysiaki.

Wieczorem po powrocie udalismy sie jeszcze do knajpy zwanej Picada de Carlitos gdzie lokalesi jedza steki. Zamowilismy sobie po lomo, ale niestety to nie to co w Argentynie... Wypilismy jeszcze po Pisco sour czyli miejscowym drinku (mix cukru, cytryny, zoltka i miejscowego trunku pisco czyli wodki z 4 destylacji z winogron) i szybko wrocilismy do hostelu, bo o 7.30 mielismy bus do Calafate. Probowalem jeszcze walczyc z netem w miejscowej kawiarence ale chodzi wolniej niz przez najwolnieszy modem, wiec zrezygnowalem.

Chile to podobno kraj, ktorego nikt w Ameryce Lacinskiej nie lubi. Nawet Argentyna bardziej lubi Brazylie niz Chile. Glownych powodow tej pseudo nienawisci jest kilka, od najdurniejszych w stylu, ze chilijczycy maja dziwny czytaj wiesniacki akcent, poprzez spory terytorialne, po kradziez roznych rzeczy z innych krajow i przypisywanie ich sobie jako rdzennie chilijskie np. pisco bylo, jest i bedzie z Peru!. Poza tym w Patagonii, Chile ma tylko Torres del Paine. Reszta lezy w Argentynie, a chilijskie agencje lapia trurystow glownie na atrakcje argentynskie. Ale sa i przyklady kooperacji panstw zwasnionych. Granica Chile z Argentyna idzie np. przez sam srodek gory zwanej Mina Una, malego i bardzo taniego osrodka dla narciarzy. Montowanie wyciagu po obu stronach byloby totalnie nieoplacalne, stad tez wyciag jest tylko po jednej stronie i raz na 10 lat zmienia swoje polozenie. Raz jest po stronie chilijskiej, raz po argentynskiej. Dla miejscowych nie stanowi to problemu, bo przekraczanie granicy dla nich to bulka z maslem, a dla rozwoju i wspolpracy krajow jest to bardzo wazne.

Postanowilismy nie jechac na polnoc przez Chile z racji cen i z racji faktu iz jadac przez Argentyne:

- bedzie taniej;

- zobaczymy jeden z najwiekszych lodowcow na swiecie Perito Moreno;

- zjemy jeszcze kilka najwyzszej jakosci stekow;

- odwiedzimy Mendoze czyli miasto, ktore wyrabia 70% win w Argentynie, a nastepnie przez granice przeprawimy sie do Chile i juz bedziemy w Santiago;

No i rano po sniadanku wyruszylismy przez Patagonie z powrotem do Argentyny. Tym razem droga prowadzila przez pustkowia totalnie zasypane sniegiem. I znow przewodnik nie podal nam bardzo waznej informacji, ze do El Calafete jedzie sie 5 godzin nie dlatego, ze odleglosc to 500 km, a dlatego ze droga jest fatalna. Do El Calafete z Puerto Natalas jest bowiem moze z 200 km. Dotarlismy kolo poludnia i znow fartem natknelismy sie na Julio, wlasciciela Don Francisco Lodge (dziwny brak zbieznosci nazw) oddalonego o makabryczna odleglosc od malutkiego dworca autobusowego, calych 200 metrow!!! i za przystepne 15 pesos z kuchnia, lazienka i netem za dobe. Wzielismy sobie tez wycieczke na Perito Moreno na jutro, a pojutrze czeka nas 2 dniowa trasa autobusem do Mendozy - bedzie gdzies z 2 i pol tysiaca km...

PS. Mejlowalismy z nasza ambasada w Peru, ktora odpowiada tez za kontakty z Boliwia i okazuje sie, ze w Boliwii jest juz bezpiecznie i granice sa otwarte. Stad na nowo rozwazamy lot i przeprawe przez Boliwie.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
sqlap
Małgorzata i Paweł Karaś
zwiedził 15% świata (30 państw)
Zasoby: 127 wpisów127 7 komentarzy7 0 zdjęć0 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
26.08.2013 - 31.08.2013
 
 
23.11.2012 - 07.12.2012