Z samego rana nie przewidujac jeszcze koszmaru, ktory nastapi, meska czesc wyprawy niczym owieczki na rzez wraz z damska wystepujaca w roli kata, ruszyla na sniadanie w lokalnej knajpie razem z Nirem Lama. Tam ustalilismy kilka szczegolow:
1. wykupilismy bilety za 160 baksow – lotnicze z Kathmandu do Delhi – wiecej czasu spedzonego w Nepalu oznacza mniej smrodu indyjskiego
2. 2000 rupii na glowe za wejscie do Annapurna Conservation Area czyli mowiac krotko wyjscie w gory wymaga zezwolenia – cena jest stala wiec nie ma innej opcji. Mozna to zalatwic samemu bon a ogol biura biora prowizje ale Nir zalatwil nam wszystko za darmo
3. jeszcze po 90 dolarow za rafting 1-dniowy Trisula, podobno dochodzi do 4 czyli fajna zabawa na rzece plus wizyta w Chitwan National Park – 2 dni 2 noce, na sloniu po dzungli ogladac tygrysy bengalskie
4. i 300 rupii (60 rupii to 1 dolar) na bilet do Beshisahar skad zaczynamy trek
Po calkiem fajnym i sporym sniadaniu pospiesznym krokiem przemiescilismy sie na Durbar Square czyli takie miejsce w ktorym palace mial kiedys krol. Tam naturalnie sporo osob chcialo nas oprowadzic, nawet jeden pokazal nam opinie wystawiona przez naszych rodakow, ktora brzmiala mniej wiecej tak: ziomus jest spoko. Generalnie nie gwalci i nie morduje wiec jest spoko. Polecamy:) My jednak nie skorzystalismy.
Ale to co sie dzialo pozniej przeszlo wszelkie nasze oczekiwania. Nasze ukochane Panie postanowily zakupic material na sukienki I isc z tym do krawcowej. Bilans tragedii:
wojna trwala 3 godziny i 52 minuty
straty wojenne szacuje sie na 1200 rupii czyli dokladnie 20 dolarow za 5 metrow materialu Pure Silk czyli czysty jedwab jak reklamowal nam sprzedawca, plus 8 dolarow dla krawcowej za uczycie sukienki
straty wynikajace z poszukiwania i kupowania materialu - ogromne
nasz wywiad pod postacia krawcowej stwierdzil ze nie jest to jednak czysty jedwab – Panie juz chcialy oddawac towar ale jednak udalo sie je przekonac ze koszt krawcowej to tylko 20 kilka zlotych
straty w ludziach – bezcenne w szczegolnosci straty moralne i psychiczne
Ale udalo sie ostatecznie i moglismy po drodze wciagnac na szybko cos w ksztalcie pierozka z warzywami i przyprawami nazywanymi tutaj samosa (raczej paskudne przypominajace hinduski syf), koczuri – troche lepsze, i takie slodkie ciastka nazywane tu kazjus na baize mleka mleka a nie wody z mlekiem i z migdalami. Nazwy wlasne pisalem fonetycznie.
Jutro rano ruszamy na najpiekniejszy trek w Nepalu (przynajmniej tak slyszelismy) – Annapurna Circuit – ok. 14 dni. Powinnismy miec Internet praktycznie przez wiekszosc drogi, ale jak mowi przewodnik moze byc roznie wiec moze byc tak ze relacja nastapi za ok 2 tygodnie. Jednym slowem zobaczymy. Elektrycznosc podobno jest do wysokosci 3600. Mamy nadzieje pokonac najwyzej polozona przelecz na swiecie Thorung La 5400 m.n.p.m. z ktorej wyruszaja wszystkie wyprawy jesli chca zdobyc 8 tysieczniki.
Damy rade!