Geoblog.pl    sqlap    Podróże    PIN 2007    Incredible India
Zwiń mapę
2007
15
sie

Incredible India

 
Indie
Indie, Delhi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 5264 km
 
10.45 Finnair do Helsinek, tam chwila przerwy i ladujemy w Delhi. Pol samolotu puste i dlatego bilety na tydzien przed jeszcze kosztowaly ponizej 2 tys zl w obie strony. Na pokladzie prawie same hinduskie geby i jeszcze nad rosja puscili nam amerykanski film. Dalej juz tylko Bollywood (czyli filmy produkowane w Indiach traktujace tylko o milosci). W sumie cos w nich bylo interesujacego, na pewno nie pod wzgledem tresci, ale schemat przypominajacy troche filmy klasy B jak np. Grindhouse w USA. Finnair sam w sobie calkiem w porzadku. Wprawdzie drinkow nie donasza i trzeba samemu udac sie do baru, ale to nie tanie linie gdzie nog zmiescic nie mozna.Lotnisko calkiem jeszcze w porzadku, z klima itd. ale to co dzialo sie poza przechodzi ludzkie pojecie jakiejkolwiek definicji brudu i smrodu. W ciagu calej nocy, bo wyladowalismy kolo polnocy, z 10 razy odwiedzilismy informacje turystyczna w miejscu gdzie odbiera sie bagaze a tam napotkalismy dosc mocno niekumatych ludzi probujac znalezc jakies polaczenie lotnicze z Kathmandu. Niestety:

1. trafilismy na jakies hinduskie swieta wiec wszyscy leca z Indii do KTM

2. ceny na cito to 170 dolcow i lot nastepnego dnia - najpierw uprosilismy goscia z kalaszem zeby wypuscil nas na zewnatrz gdzie sa wszytkie biura linii lotniczych - upal i smrod straszliwy jak na pierwszy kontakt - potem sie okazalo ze wszystkie sa pozamykane mimo iz informacja twierdzila inaczej

i 3. nie bylo miejsc, nawet jak sie okazalo ze babka z info moze podzwonic po biurach i popytac.

Nikt oczywiscie nie wie nic o jakiejs kolei czy autobusach w strone granicy, ale posilkujac sie info z kraju postanowilismy nad samym ranem chwycic taxe prepaid (dziala jak simplus czy inne tym podobne) i za 330 ichnejszych smieciowych pieniazkow pojechalismy na glowny dworzec czyli Interstate Bus Terminal. Naszemu szczesciu nie bylo konca kiedy zobaczylismy ojczysty napis McDonalds! Maja odzwiernego ale nie maja kibla. Ale i tak stwierdzilismy ze zlapac rozwolnienie w Indiach nie nalezy do najszczesliwszych przypadlosci. Wciagnawszy Maharaja Burgera autobus jak to zwykle bywa znalazl nas sam. Od reki padly propozycje ze to wlasnie ich Luxury Bus zawiezie nas na miejsce za jedyne 50 dolarow. Udalo sie. Najpierw jakis taksiarz zawiozl nas przez pol miasta do jakiegos biura, a myslelismy ze wytna nam narzady i sprzedadza na czarnym rynku. Jednak znalezlismy sie w biurze turystycznym, naturalnie zupelnie innym niz w tym w ktorym placilismy za przejazd, ale tak juz bywa kto kombinuje ten zyje. Nastepnie udalismy sie na pobliski praking miedzy drzewami przy brzegu Gangesu gdzie staly 2 busy wcale nie luxury i oczywiscie naszego niet. Nie musze dodawac ze:

pierwsze primo stalismy tam od 12.30 do 15.30 w upale smrodzie ze swietymi krowami lazacymi gdzie popadnie

po drugie primo upal byl niesamowity

po trzecie primo Ganges to nie Morze Egejskie, ani nie Baltyk, ani nawet nie smrodka ktora przeplywa przez Raszyn

po czwarte primo nasza klimatyzacje stanowily wiatraczki poprzypinane nad oknami, ktore niechetnie kierowca uruchamial

i po piate ruch uliczny to byl jeden wielki huk, halas itp. kazdy jezdzi jak popadnie a nasz taksiarz zajechal nawet klakson i wydawal dzwieki astmatyka w ciezkim ataku - aha przy glownym autobahnie leza krowy zjadajac pas zieleni dzielacy drogi a oprocz ciezarowek, autobusow i rikszy dla niepelnosprawnych przerobionych na taksowki, poruszaja sie dzwigi samonosne czyli slonie.
36 godzin masakry. Myslalem ze tylek mi odpadnie. Cala droga prowadzi przez wioski w ktorych ludzie spia na stolach z psami, wystawionymi przy glownej drodze. Jak sie budza oferuja uslugi restauracyjne, nie pisze gdzie myja naczynia. Robia prawie pod siebie i to chyba wiele wyjasnia.
Parafrazujac jedno z hasel reklamowych Indii - Incredible brud, Incredible smrod, Incredible India!
Jakby mial ktos ochote na prawdziwa przygode pachnaca Indiami polecam www.adotsangtours.com. Proponuje wyprobowac tez druga polecana opcje - 10 h do Gorakhpur z dworca kolejowego New Delhi, potem busem do granicy w Sunauli, a potem 10 do Kathmandu.
Kierowcy dosc pomocni na granicy z wizami (30 dolcow nepalska), poza tym robili bardzo dziwne przystanki na spanie jedzenie i inne potrzeby co naturalnie bylo bardzo irytujace zwlaszcza godzine drogi od Kathmandu. Swoja droga autobus marki Gondib to jakis hinduski czolg. Zlapalismy gume, przejechalismy przez rzeke, tzn. droge zmyta przez rzeke no bo mamy monsun czyli pada deszcz a w zasadzie w Kathmandu to tak siapi dosc intensywnie, a monsun ma to do siebie ze pada deszcz dosc regularnie. Ale o czym to ja, no i przeprawiajac sie przez rzeke urwalismy caly tylny zderzak.
Przez Indie jechalismy z 25 godzin, reszte przez Nepal z czego polowe w nocy przez gory (naturalnie nie musze dodawac ze kierowca pedzil jak szalony - to dziwne ale wszedzie na tzw dalekim swiecie jest to zaleznosc odwrotnie proporcjonalna. Im gorszy bus tym szybciej sie go prowadzi).

Na granicy skorzystalismy z kibelka na narciarza (w Indiach glownie na wsi dziura w Ziemi), mala kapiel u kogos na podworku, pierwsze jedzonko w postaci pierozkow momo z warzywami i mieskiem - dziwnie wygladajace ale prawie jak u babci, a jak wiadomo prawie robi roznice.
O 5 nad ranem dotarlismy do Kathmandu gdzie do autobusu zapakowal sie naganiacz i nagonil nas na Hotel Encounter Nepal (maja go nawet w Lonely Planet). Za 5 dolcow od osoby dostalismy kibel z ciepla woda, lozko z zasyfionym kocykiem ale na to bylismy przygotowani z naszymi spiworkami, wichure na suficie i szkole za sciana, ale to gratisowo.

Nad ranem typ z hotelu chcial nam sprzedac kazda mozliwa wycieczke ale dzieki radom pewnej wyprawy d&k nepal elephant team - dudek, kranku dzieki za przewodniki - zlapalismy kontakt do niejakiego DB Lamy a w zasadzie po kontakcie do jego brata Nir Lamy www.peacenepaltreks.com z ktorym spotkalismy sie pod wieczor. Postawil nam po nepalskiej herbatce - herbata, mleko i przyprawy i ustalilismy kilka grubszych rzeczy. facet zachowuje sie uczciwie, jak nie chcemy przewodnika w gory to nie ma problemu, bo nie ma potrzeby jak mowi Nir. Pamietal Dudka wiec powiedzial ze zorganizuje nam rafting i wyprawe do Parku Narodowego Chitwan po kosztach. Umowieni jestesmy z nim na sniadanie obgadac szczegoly. Nepal od samej granicy wydal nam sie czystszy (domki ceglane calkiem zadbane) a ludzie sympatyczniejsi.

W Nepalu niestety nie ma GSMu czyli w przeciwienstwie do tego co podaje internet jednak komorki nie dzialaja. Poza tym mozna tu przyjechac w samych majtach i reszte kupic za rozsadna cene. Oczywiscie wszystko jest marki North Face albo Mammut albo HiMountain:) i na pytanie co to jest kazdy odpowiada GoreTex best quality. Ale i tak cos fajnego da sie znalezc w przystepnej cenie - Gosia K stargowala z 9 tys rupii na 5 tys za kurtke przeciwdeszczowa NorthFace, koszulke szybkoschnaca LoweAlpine i 4 pary kijkow do chodzenia po gorach.
Wel-Come to Nepal jak glosi napis na granicy!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
sqlap
Małgorzata i Paweł Karaś
zwiedził 15% świata (30 państw)
Zasoby: 127 wpisów127 7 komentarzy7 0 zdjęć0 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
26.08.2013 - 31.08.2013
 
 
23.11.2012 - 07.12.2012