Geoblog.pl    sqlap    Podróże    PIN 2007    Faster, faster
Zwiń mapę
2007
07
wrz

Faster, faster

 
Nepal
Nepal, Kathmandu
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 6888 km
 
Tak krzyczal nasz poganiacz na raftingu co oczywiscie znaczy szybciej szybciej. Z Chitwan ruszylismy na dachu w kierunku Kathmandu. Gdzies w polowie drogi zciagnal nas z dachu jakis koles, kazal sie przebrac w kapielowki nalozyc kaski i kamizelki ratunkowe, wreczyl po wiosle i kazal wsiasc do pontonu. A tam szybkie przeszkolenie i dawaj po rzece 33 km w dol z pradem przez falki i faaale.
Szczerze przyznam ze liczylem na troche ciekawsza rzeke do splywania, przynajmniej na 4,5 w skali 6 stopniowej ale jak na poczatek dla tych co nie mieli okazji raftingowac wystarczy. Wypasc racej ciezko, troche ciekawych i wiekszych fal po drodze i calkiem smaczny lunch przyrzadzony przez opiekunow (ser z yaka - moj ulubiony -, jakas mielona z puszki, chleb, salatka z pomidorow i ich smiesznie wielkich ogorow, sok, fasola w stylu baked beans). Nie wiem ile Lama zaplacil chlopakom za rafting ale my zaplacilismy Lamie ok 30 dolarow od os.

Po raftingu zlapalismy lokalny bus, na dach i do Kathmandu. Po drodze z dachu kupilismy troche owocow - male banany, granaty, ananasa i takie smieszne duze slone chipsy, ktore lokalesi dorzucaja do daalbhatu czyli miejscowej potrawy. Najbardziej zastanawiajaca jednak rzecza jest to ze nie wazne ile by sie jechalo i skad, na pol godziny przed koncem trasy bus sie zatrzymuje i miejscowi rzucaja sie do przydroznego baru wciagac ryz z dodatkami - zdecydowanie konkuruje to o tytul hitu wyjazdu.
Ciemno sie zrobilo a my dalej na dachu i z pol godziny zrobila sie godzina. Wjazd do Kathmandu wyglada dosc ciekawie zwlaszcza noca. Jedzie sie caly czas pod gore az w koncu wjezdza sie do wielkiej doliny. Ostrzegam: wieczorem jest dosc chlodno na dachu a poza tym mamy jeszcze spaliny i tony pylu. Aha zapomnialbym o kolejnym kandydacie na hit - kazdy pojazd publiczny lubi sie zatrzymac u wulkanizatora, a to zeby kolo zapasowe naprawic, a to zeby dobic powietrza:). W koncu udalo sie i wyslannik Lamy totalnie niekumaty, w zasadzie to bylo ich 2 a wygladali jak bolek i lolek, zabrali nas do hotelu Lai Lai na Thamelu, cyli turystycznej dzielnicy KTM. Znowu dzieki Lamie zaplacilismy tylko 5 dolcow za pokoj 2 osob. z lazienka i kablowka - zawsze mnie to pociaga, ta kablowka:) - w hotelu gdzie za pokoj placi sie 30 dolarow i tu spedzilismy 2 nasze ostatnie dni.
Drobne zakupy, odebranie slynnej juz sukienki od slynnej juz krawcowej (w koncu dowiedzielismy sie ze jednak w 90 procentach material to jedwab i nawet lepiej niz w 100 bo latwiej ja czyscic czy jakos tak - nie wiem nie znam sie) i zwiedzanie paru godnych polecenia miejsc. Fonetycznie:

Slajambunat - na wzgorzu polozona swiatynia buddyjska ze slynnymi oczami buddy, cos w stylu wielki brat patrzy, i z racji duzej ilosci malp zwana swiatynia malp. Wjazd kosztuje jakies 200 rupieci. Gosia dostala na czolo kropke buddyjska zwana tika, a ja zakupilem sobie rudraksje czyli taki buddyjski nasyjnik na ktorym jest 108 twardych zasuszonych owocow, dzieki ktorym miejscowi modla sie - taki rozaniec. Dodatkowo podobno niezle odpedza duchy, wampiry itp. a takze calkiem niezle jest na nadcisnienie i na skore. Moze sie przydac.

Paszupatinat - swiatynia w ktorej miejscowi pala zwloki zmarlych i wrzucaja do rzeki. Dosc ciekawie to wyglada aczkolwiek wrazliwym nie polecam. Wjazd 250 R ale my wzielismy sobie przewodnika za 100 od os. ktory bokiem wprowadzil nas do srodka. Mozna tam tez wejsc samemu nic nie placac, trzeba tylko skrecic wczesniej w prawo w kierunku rzeki nie dochodzac do konca bazaru.

Patan - jedno z miast obok KTM, niegdys osobne panstwo, ale moze przez to ze padal deszcz - po raz pierwszy taka ilosc spadla na nas w KTM - , a moze przez podobienstwo do Durbar Square w KTM, bylismy tam tylko chwile i na szczescie nie zaplacilismy ani grosza, a to kosztuje.

Baktapur - rewelacyjne miasteczko zamkniete dla samochodow. Bardzo kolorystyczne i wejsciowka tez duzo kosztuje. Nasza taxa podwiazzla nas pod glowna brame a my znowu zamiast przez brame to w prawo kolo knajpy Indrayan czy jakos tak (na scianie plakat Toma Cruisa z filmu Cocktail), dalej do konca i w lewo waskimi przejsciami na glowny plac.

Miedzy tymi wszystkimi miejscami placilismy za taxe ok 300R, a wchodzimy w 5 osob do Suzuki Maruti co jest nielada wyczynem. Udalo nam sie rowniez zdobyc wize tranzytowa do Indii. Wyrobienie trwa 1 dzien, kosztuje 800 rupii nepalskich i wymaga zlozenia zdjecia i kopii biletu wylotu z Indii, poza naturalnie wypelnionym wnioskiem. Ambasada przyjmuje miedzy 9.30 a 12 a wydaje miedzy 16.30 a 17.30.

5 rano pobudka, w taxe i na samolot. Na lotnisku dluga kolejka, w kolejce liczni miejscowi chcacy zarobic przez pilnowanie i noszenie bagazy turystom. Dalej hulaj dusza piekla nie ma. Z Nepalu do Indii mozna przewiezc prawie wszystko. System sprawdzania bagazy prawie nie istnieje. Babka w samolocie rozdajac posilki poprosila nas o wziecie nie wegetarianskich bo caly samolot hindusow wchlonal wegetarianskie (do non veg meal nalezy: omlet, ziemniaki, kielbaska, fasola, owoce i bulka z dzemem na deser). Gleboki wdech przy odbiorze bagazy i wel-come to India.

PS. w Nepalu nalezy uzbroic sie w cierpliwosc i mowic bardzo powoli, najlepiej niegramatycznym angielskim z mala iloscia wyszukanych slow - chlopaki czesto nie ogarniaja tego co dzieje sie wokol

PS2. w Nepalu jak i w Indiach bardzo popularna forma pozbywania sie zawartosci z nosa jest tzw mocny zaciag i porzadne wyplucie, poczatkowo budzi to odraze ale da sie przyzwyczaic - jest to forma bardzo popularna w tych rejonach

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
sqlap
Małgorzata i Paweł Karaś
zwiedził 15% świata (30 państw)
Zasoby: 127 wpisów127 7 komentarzy7 0 zdjęć0 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
26.08.2013 - 31.08.2013
 
 
23.11.2012 - 07.12.2012