Geoblog.pl    sqlap    Podróże    PIN 2007    Chitwan National Park
Zwiń mapę
2007
07
wrz

Chitwan National Park

 
Nepal
Nepal, Pokharia
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 6788 km
 
Po treku o ktorym jeszcze bede pisal, przyszla kolej na Chitwan National Park czyli park narodowy w ktorym mozna na sloniu pojezdzic, zobaczyc tylek tygrysa bengalskiego i takie tam. Z racji faktu iz po treku dotarlismy do Pokhary takiej podobno luzackiej miejscowosci w ktorej podobno mozna odpoczac od zgielku Kathmandu, wykonalismy szybki telefon do Lamy nasego organizatora wycieczki. Kazal nam zapakowac sie do busa do Chitwan Bus Station. Bardzo szybko dotarlismy do kilku busow stojacych wzdluz jakiegos bazaru, odchodzacych w nieznanych nam kierunkach i niewiadomej godziny. Ale lokalesi widzac bialych szybko zaczeli krzyczec nazwy miejscowosci no i znalezlismy bus do Chitwan i ruszylismy... na dachu. Pamietajac podroz do Nepalu w smierdzacym, makabrycznie goracym busie szybko skorzystalismy z intratnej propozycji. Na poczatku kazdy mial cykora, siedzac na bagazach trzymajac sie czego sie tylko da (jak ktos mysli ze siedzielismy na sliskim dachu busa bez zadnych zabezpieczen to sie myli - jest tu taki bagaznik z poreczami na ktorym leza bagaze, na ktorych leza lokalesi), potem jakos poszlo i tak rozpozelismy nasze podrozowanie busami na dachu. W sumie za 160 rupieci dotarlismy do miejscowosci z ktorej przewodnik zabral nas jeszcze dalej do Tiger Residency w miejscowosci Sauraha. Naszej radosci nie bylo konca - klimat jak z filmu "Pozegnanie z Afryka", temperatury tez. Jedzenie pierwsza klasa, nowy towarzysz Gina z Miami i przesympatycny przewodnik - absolutnie do polecenia. Nie wiem ile to mogloby nas kosztowac bez organizatora Lamy ale my za 1 dzien, 2 noce i 3 posilki dziennie zaplacilismy ok 60 dolcow czyli dosc po kosztach. Rano zaczelismy dosc lekko z plynieciem lodka, ogladaniem krokodyli i kilku ptakow. Dalej pol godzinki po dzungli az dotarlismy do miejsca gdzie hoduje sie slonie. Ciekawa sprawa, mozna te najmniejsze nakarmic ciastkami, zrobic sobie fotki itd. Zaproponowano nam dodatkowo kapiel z tymi, jak to mawia Mac dzwigami samonosnymi. Za 250 R od lebka weszlismy w kapielowkach na taki 3 metroy podest. Driver podjechal sloniem, cofnal do podestu a my wskoczylismy na tego dosc ostro wbrew pozorom owlosionego potwora. Dojechalismy nim do rzeki a w rzece bylismy systematyczni z niego zrzucani, oblewani woda z traby - taki przenosny prysznic - a na koncu polazilismy sobie po nim lezacym w wodzie co wyraznie sprawialo mu przyjemnosc - traktowal to chyba jak drobny masaz:). Po poludniu znowu na pomost tym razem do takiego smiesznego siodla na 4 osoby i heja w dzungle. Slon zasadniczo jest lepszy niz jeep, bo przejdzie przez kazda przeszkode terenowa, rzeka nie stanowi dla niego problemu, a i zwalone drzewo zawsze mozna przesunac. Zyja sobie te skadinad przesympatyczne zwierzaki do ok 120 lat i zanim osiagna 2 lata sa odciagani od rodzicielki w celach treningowych. Nie jest to dla nich najprzyjemniejsza rzecz bo sa krepowane i uczone byc podleglym jednemu panu ale za to sa bardzo pracowite i pomocne. Taki driver slonia ma swoje strzemiona w ktore wsuwa stopy i tuz za uszami slonia drazni go w ten sposob ma nad nim panowanie. Dodatkowo, tu uwaga bedzie drastycznie, ma metalowy pret ktorym leje slonia po glowie w razie koniecznosci. Jadac tym sprzetem napotkalismy nosorozca - wielkie bydle - slonie od razu cujac obecnosc nosorozca zaczynaja mruczec jak koty tyle ze przypomina to bardziej mlot pneumatyczny, zaczynaja porykiwac po swojemu, ale driver sybko reaguje pretem i mamy spokoj. Ciekawa rzecza jest takze uwielbiana przez slonie - trawa sloniowa, ktora osiaga wysokosc kilku metrow i jak slonie ja zobacza to dostaja swira, gorzej niz ja widzac piwo. Szczerze przyznam, ze kilka godzin na twardym sloniu robi swoje, polecam jazde sloniem po blocie, swietnie amortyzuje. Wieczorem dla relaksu w dziurze zwanej teatrem zobaczylismy lokalne tance. Myslalem ze bedzie jak zwykle, kilka lasek w miejscowych szmatach krecace kolka. Okazalo sie calkiem fajne. Same chlopy w miejscowych strojach, walki na kije w rytm muzyki itp. Hitem byl gosc 120 w kapeluszu przebrany za pawia - absolutny hit. Rano strasznie bylo zal jechac dalej - wieczorkiem zerwalismy sobie jeszcze z drzewa po wielgasnym grapefrucie i popilismy go calkiem calkiem Khukri Rumem robionym w Kathmandu - wiec znowu wskoczylismy na dach i heja w kierunku Kathmandu bo czekala na nas rzeka Trisula...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
sqlap
Małgorzata i Paweł Karaś
zwiedził 15% świata (30 państw)
Zasoby: 127 wpisów127 7 komentarzy7 0 zdjęć0 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
26.08.2013 - 31.08.2013
 
 
23.11.2012 - 07.12.2012