Wyjezdzajac z Nepalu nie mozna powiedziec paru slow i ichniejszym jedzeniu. Zbudoane jest glownie wokol ryzu, z mala iloscia miesa zwanego kurczakiem jesli w ogole, z duza iloscia przypraw. Zarowno w Nepalu jak i w Indiach kroluje przyprawa zwana masala - nie mylic z herbata - dla nas to odmiana kminku ale smakowo w ogole takowego nie przypominajaca. Dla przykladu podam co tutaj sie jada:
- numerem jeden jest oczywiscie daalbhat czyli ryz - bhat z soczewica - daal. W takich smiesznych metalowych talerzach z przegrodkami, dostaje sie ryz, soczewice, ogorki w sosie na ostro, warzywa i te duze chipsy o ktorych juz wspominalem. Nepalici jak ich nazywamy, jedza to na okraglo. Sprobowac warto - polecam w Manangu a co najlepsze daja dokladke ile tylko wlezie
- ciekawa sprawa sa zupki chinskie ktore zwlaszcza w gorach sa praktykowane, ale z prywatnym wywarem dobrze przyprawionym - swietna sprawa na treku. Generalnie sporo maja tu zup raczej nam znanych - czosnkowa, cebulowa, grzybowa, pomidorowa (to pomidory wkrojone do chinskiej - nie spodziewac sie naszej pomidorowej), ale maja tez miejscowe
- thanthuk i thukpa to dwie zupy z kluchami i warzywami - chyba najlepsze w Nepalu, roznica drobna ze to pierwsze jest z kluchami robionymi na miejscu czyli swiezutkie domowe kluseczki a ta druga to zwykly makaron
- w gorach o dziwo bardzo duzo je sie ziemniakow - smazone, smazone z warzywami, smazone z warzywami i czosnkiem itd.
- sniadanie to najcesciej duzy wybor jajek na twardo, miekko, jajecznica i przeroznej masci omlety - z ziemniakami, z czosnkiem itd itp
- oczywiscie ryz smazony - duza miska - z dowolnyi dodatkami a najczesciej z warzywami, jak juz nadmienilem z miesem czyli kurakiem (mala ilosc miesa jak na potrzeby Polaka)
- cos co nie za bardzo nam przypadlo do gustu to pierozki momo - takie nasze polskie smazone z przerozna zawartoscia. Nie przypadlo nam do gustu bo podawane zawsze z masala ale jak kto lubi. Polecam momo z jablkiem.
- chowmein czyli smazone kluchy z roznymi dodatkami
- spring roll czyli wszystko comozna tylko sobie wymyslic zawiniete w ciasto i usmazone - warzywa, owoce, mieso itp itd
- z deserow Gosia poleca lassi czyli ichniejszy jogurt z owocami - nie za bardzo slodkie wiec jak ktos lubi polecamy; apple fritters - jablka zapiekane w ciescie racuchowym - pyszniutkie, czekolada zawinieta w nalesnik ale nazwy nie pamietamy.
- zapomnialbym o baie czyli chlebach - chapata czyli cos zblizonego do naszej macy ale swiezo usmazone, pulchny chleb tybetanski zwlaszcza smaczny w gorach - tez naturalnie robiony "na zamowienie" albo jak w duzych miastach tosty naprawde duze tosty; na ogol w gorach poza sezonem brak normalnego chleba i zostaje tylko chapata albo tybetanski (polecam)
I na samym koncu esencja zycia w tych rejonach czyli herbata; 3 glowne rodzaje, podam grube roznice zeby bylo wiadomo o co chodzi:
- nepalska najczesciej zwykla ale u nas ciezko o taka ub bardziej wyszukana z granicy nepalsko indyjskiej daarjeling z mlekiem
- masala (nie mylic z przyprawa) to tak samo jak wyzej tyle ze dochodza do tego przyprawy kardamon, cynamon i jeszcze pare innych pomniejszych
- tybetanska - ta najlepsza w gorach - jak masala ale do tego jeszcze z maslem z jaka:)
I te 3 pije sie glownie w Nepalu. Oczywiscie ten podzial to duze uproszczenie bo sporo osob na masale mowi nepalska i generalnie ile ludzi tyle koncepcji. W gorach maja problem z mlekiem, o dziwo, i podaja glownie w proszku chyba ze sa w poblizu jaki.
Jednak najwazniejsze co mozna powiedziec o Nepalskim jedzeniu to to ze jest swiezutkie i robione praktycznie na zamowienie. Jesli zamawia sie warzywa to koles idzie i wyrywa je w ogrodku. Oczywiscie polaczone jest to z dlugim czekaniem i jesli chce sie rano wyjsc na trek trzeba sniadanie zamowic dzien wczesniej na konkretna godzine (i tak sie spozniaja pol godziny), ale warto, naprawde warto:)