Taxi za jakies 15 singapurskich dolarow (ok 4 zl) i laduje sie w centrum.
Smieszne to panstwo-miasto.
Niby miasto w ktorym za zucie gumy dostaje sie 1000 dolkow kary, smiec nie ma prawa lezec na ulicy bo zostanie przynajmniej aresztowany, a jednak nie jest to Szwajcaria.
Widac tez przewage Chinczykow z ich buddyzmem nad islamem Malezji. Taka prosta sprawa jak roznice w toalecie. W Malezji wszedzie dominuja tzw arabskie kerszery cisnieniowe co stwarza mozliwosc nawet kapieli, badz tez woda pod cisnieniem zamontowana w muszli. Singapurska toaleta chocby nie wiem jak bardzo na bogato, takiej opcji nie przewiduje czyli tzw. wyzszosc kultury arabskiej.
Z ciekawostek wyglupilem sie troche lapiac taryfe na ulicy. Okazalo sie ze przy duzych ulicach sa przystanki taxi. Czeka sie w kolejce na taryfe, a na przystanku wisi napis - zakaz naciagania i zawyzania cen inaczej taksowkarz zostanie ukarany odpowiednia grzywna. No i to dziala, nie ma targowania sie o cene przejazdu. Dyscypliny od Singapurczykow mogliby sie uczyc sami Niemcy.
Jeszcze jedna bardzo istotna informacja. Juz sie nieoplaca w te rejony jezdzic na zakupy. Cala elektronika tylko nie duzo tansza niz w Europie, a gwarancja miedzynarodowa nie jest wszedzie dostepna