Geoblog.pl    sqlap    Podróże    W 66 dni dookoła Ameryki Południowej    Alternatywny trek na Machu Picchu
Zwiń mapę
2005
29
lip

Alternatywny trek na Machu Picchu

 
Peru
Peru, Cuzco
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 27118 km
 
Na poczatek troche statystyki:

zrobilismy 10 dniowy trek w 8 dni, przez 6 dni przeszlismy 85 km, przez nastepne 2 przejechalismy 20 km roznymi srodkami transportu

szlismy przez wysokosci od 1600 m npm po 4600 m npm z czego najwieksze przewyzszenie mielismy drugiego dnia, z 1600 na 3200

doswiadczylismy temperatur od +25 po 0 stopni C

najdluzej jednego dnia szlismy 9 godzin z 20 minutowa przerwa

zwiedzilismy ruiny 2 miast Inkaskich

spotkalismy na drodze z 16 mld meszek z czego polowa nas ugryzla, z czego polowa w zyly glowne

i najwazniejsze, wszyscy robia standardowy szlak Inkow 3 noce, 4 dni, ale my naturalnie wybralismy najciezszy

dzien 1

Mielismy ruszyc z poleconym przewodnikiem Rubenem, ale Ruben w ostatniej chwili dostal grupe na 2 tyg. trek i poprosil Polke Martyne, ktora polecala nam Rubena, zeby nas poprowadzila. O 5 rano wsiedlismy w busa w kierunku Arequipy i wysiedlismy na skrzyzowaniu z droga, ktora prowadzi do Cachory (3000 m npm). Taxa dotarlismy do Cachory, skad wzielismy 2 muly (ciekawe skrzyzowanie konia i osla), poganiacza mulow (mlody chlopak stad ksywka mlody) i o 13 ruszylismy na szlak wzdluz masywu Salkantay. 2 h szlismy na Capulyoc (2800 m npm), potem 2 h w dol do Chuiquisca tuz nad rzeka Apurimac. Rozbilismy namiot, szybka kolacja i kima w calkiem cieplym klimacie.

dzien 2

O 7 rano zeszlismy w pol godziny do rzeki a potem zaczelo sie. 41 zakretow, wszystko w gore, do malej bazy Santa Rosa, nastepne 32 do wodospadu i jeszcze 20 do Marampaty na szczycie. Dramat! Caly czas pod gore. Z Marampaty mielismy 2 h podejscia lekkiego do obozu pod Choquequirao (3200 m npm). Spalo sie dobrze, bylo cieplo acz wietrznie. Tu ostatni prysznic, wprawdzie woda zimna jak cholera ale zawsze to prysznic. Tu po raz pierwszy pogryzly nas meszki. Repellent dzialal slabo.

dzien 3

Rano pol godzinne podejscie do ruin (prace nad odslanianiem ruin trwaja, glowna robota to wykarczowanie krzakow rosnacych na tarasach inkaskich, nie jest to tak zadbane jak Machu Picchu ale miasto odkryte bylo tez niedawno), dalej pol godzinki ostrym skrotem w gore i makabryczne zejscie 2.5 h do Rio Blanco (2400 m npm), gdzie zmasakrowaly nas meszki. Dalej makabryczne kilku godzinne podejscie do Maizal (3600 m npm), kolacja w chacie lokalesow (kuchnia sklada sie z ogniska zbudowanego w srodku chaty naturalnie bez komina, na szczescie caly dym idzie przez sciany, a po chacie biega 7 dorodnych swinek morskich czyli absolutny przysmak peruwianski) i spanie w namiocie na otwartej przestrzeni, czyli zimno, zimno i jeszcze raz zimno.

dzien 4

O 9 rano ruszylismy w 4 h podejscie na przelecz polozona na 4300 m npm. Poczatkowo przez dzungle, potem juz pustkowia. Troche brakowalo tlenu, ale szybko z tego wyszlismy, a w zasadzie ja wyszedlem bo Bart mial bardzo dobra koncowke. Na gorze widok niesamowity i 2 h zejscie do Yanamy, gdzie nocowalismy nad rzeka (3700 m npm) - makabrycznie bylo zimno, mimo iz przed spankiem grzalismy sie przy ognisku. Kapiel naturalnie w rzece.

dzien 5

Wreszcie zaczelismy lapac forme i po spacerku dolinka (w gore i w dol), calkiem spokojnie poradzilismy sobie z wejsciem na przelecz na 4600 m npm, gdzie makabrycznie wialo. Zlozylismy jeszcze szybka ofiare Apu, tutejszemu Bogowi gor (a sypnelismy mu jakies chrupki, troche wody itp) i w 3 h dostalismy sie do Totory, malutkiej wioski na 3800 m npm, gdzie spalismy na lawkach w domu komunalnym. kapiel naturalnie w wodzie z rzeki.

dzien 6

To byl dzien istotnie radosny. Pogoda nam dopisywala a my w 4.5 h zrobilismy 6 h przejscie dolina do wioski La Playa (tu zostawily nas muly, mlody mowil ze jak wraca to robi te 6 dni w 3), skad wzielismy camiones czyli odkryta ciezarowke, ktore przewozi ludzi do pierwszej cywilizacji od kilku dni, czyli miasteczka Santa Teresa. Po drodze: bananowce, krzewy kawy, granaty, chirimoya czyli brazylijska graviola. W Santa Teresa wzielismy ciepla kapiel, zjedlismy cos w knajpie i przy dzwiekach cwiczacej kapeli poszlismy spac (28 lipca to swieto narodowe w Peru, wiec wszyscy przygotowywali sie do swieta, tylko czemu pod naszym oknem i do 3 nad ranem!!!).

dzien 7

Przeprawilismy sie przez rzeke na takim malym wozku jezdzacym po metalowej linie i zlapalismy camiones (wsiadanie na taka ciezarowke to niemal walka o przetrwanie, kto wsiadzie ten pojedzie, a wsiasc nie jest latwo) do hydroelektrowni, skad 3 godziny czekalismy na pociag do Aguas Calientes (miasteczko polozone pod samym Machu Picchu). I tu znowu walka o przetrwanie bo podstawiaja 2 wagony, z czego 1 dla turystow, a turystow jak meszek (te towarzyszyly nam od drugiego dnia do samego konca). Pociag przejezdza 15 km chyba w godzine. A w Aguas Calientes wszystko zajete. Ledwo znalezlismy hostel z agua bynajmniej nie caliente czyli z zimna woda. Aguas Calientes to takie male turystyczne miasteczko, przepieknie wcisniete w gory wysokie.

dzien 8

Raniutko busem wjechalismy na Machu Picchu. Zajelo nam to zaledwie pol godzinki. Tam spedzilismy kilka godzin podziwiajac zaginione miasto Inkow. O 15.30 mielismy pociag do Cusco (4 godziny w luksusowych warunkach jak na Peru, wlacznie z pokazem mody na pokladzie, a do tego jeszcze ten Dzien Niepodleglosci). MP robi wrazenie, a system dbania o miasto maja prosty. Wszedzie laza lamy, ktore zzeraja cala zielen, stad nie ma mowy o ponownym zarastaniu, jak w Choquequirao. Lamy naturalnie nic nie robia sobie z istnych tlumow odwiedzajacych ruiny, a jest ich dobrze ponad tysiac, turystow znaczy nie lam:)

I tak przetrwalismy alternatywny szlak na Machu Picchu z licznymi obrazeniami po meszkach.

Na koniec krotkie opinie naszego przewodnika (Martyna przyjechala do Peru rok temu i pracowala troche na wolontariacie, a przy okazji uwielbia lazic po gorach) i nasze:

dzien 1

P: przyjemnie, ale ten poranny bus dramatyczny

My: bus przyjemny, start treku znosny

dzien 2

P: cholera chlopaki pobudka! do Santa Rosa nawet ida, dalej dramat

My: po zejsciu do rzeki niezywi, a tu takie podejscie

dzien 3

P: przy zejsciu upal, potem powoli ale do gory

My: ja dramat, porazka, tragedia - Bart najpierw przyjemne ciepelko przy zejsciu, potem jak wyzej

dzien 4

P: powoli przez bloto, Bart dobra koncowka, Pawel zgubil sie na wysokosci

My: bloto i bloto, Bart dobra koncowka, ja brak tlenu na gorze

dzien 5

P: przyjemny spacer, oslabli troche na podejsciu, ciekawe tematy ekonomiczne podczas trasy

My: zimno, zimno i pod gore

dzien 6

P: ogien w nogach

My: ogien w nogach, bo wieczorem mial byc cieply prysznic



A dzis wieczorkiem ruszamy na polnoc do Arequipy. Koniec juz widac...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
sqlap
Małgorzata i Paweł Karaś
zwiedził 15% świata (30 państw)
Zasoby: 127 wpisów127 7 komentarzy7 0 zdjęć0 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
26.08.2013 - 31.08.2013
 
 
23.11.2012 - 07.12.2012